niedziela, 5 kwietnia 2015

nie zawsze z górki.

troszkę czasu minęło od mojego ostatniego wpisu, wiem i przykro mi, że zaniedbałam Was - moich czytelników. różnie się w życiu układa i wiedzcie, że gdybym tylko mogła przewidzieć ostatnie przykre wydarzenia, w ogóle nie odebrałabym tamtego telefonu. niestety daru jasnowidzenia jeszcze nie posiadam, być może czas najwyższy...
wspomniałam przed momentem, że wszystko, co złe zapoczątkował telefon od klienta. nowego klienta, który numer mój zdobył od swojego znajomego - z kolei Pana, który korzysta z moich usług regularnie. 
Pan J. chciał umówić się na spotkanie natychmiast, uprzedził jednak z góry, że stawia wysokie wymagania, że jego preferencje są nieco odmienne od tych, jakie zazwyczaj ma przeciętny człowiek. powiedział mi bardzo wprost, że uwielbia być bity i poniżany. 
jako, że kilka dobrych lat już w tym biznesie jestem, mam za sobą przeróżne, najdziwniejsze doświadczenia z równie różnymi ludźmi. zgodziłam się, bo przecież nie miałam powodów do tego, aby Panu odmówić.
umówiliśmy się jeszcze tego samego dnia, zaledwie kilka godzin po rozmowie telefonicznej. Pan J. zaznaczył wcześniej, że ma złamaną nogę, stąd bardzo nalegał, abym zgodziła się przyjechać do jego mieszkania.
zazwyczaj nie robię tego, przeciwnie - panicznie wręcz unikam spotkań w miejscach zamieszkania klienta. tym razem, nie wiem sama czemu, uległam.
spotkaliśmy się ok. godziny 19 i zniechęciłam się od razu w momencie przekroczenia progu jego mieszkania. facet wcale nie miał złamanej nogi, co bez wątpienia pobudziło moją czujność. 
zapytał mnie czy mam ochotę na drinka, a ja nie odpowiadając rzuciłam bez zastanowienia pogardliwie: "dlaczego mnie okłamałeś?". spojrzał na mnie wzrokiem psychopaty - dosłownie! - po czym odburknął: "Ty Lalka, nie jesteś tu od zadawania pytań, tylko od dawania dupy! ściągaj te szmaty, chyba, że wolisz, abym sam z Ciebie to zerwał jak z psa". wyobrażacie sobie, co poczułam w tamtej chwili?! pomijam oczywiście wszelkie poniżenie czy ugodzenie w sam środek godności, bo to mogłam przeboleć. nerwów na wodzy natomiast utrzymać nie mogłam, nie potrafiłam się powstrzymać, dlatego podeszłam bliżej i z zaciśniętą pięścią wystosowałam mu cios prosto w szczękę. 
bez zastanowienia oddał mi w ułamku sekundy kładąc mnie tym samym na podłogę pokrytą kafelkami, o którą solidnie uderzyłam głową. to ostatnie, co pamiętam z tego spotkania.
obudziłam się na drugi dzień, w szpitalu. w zasadzie obudził mnie potworny ból wszystkich możliwych kości, tak przynajmniej mi się wydawało. przemiła Pani pielęgniarka poinformowała mnie o tym, co się stało. pobił mnie, połamał żebro i ehh... brutalnie zgwałcił. gwałcił mnie, kiedy byłam nieprzytomna, po czym sam zadzwonił na pogotowie. dostałam również informację, że został już schwytany w ręce policji.
czułam się potwornie. przeszywający z góry do dołu ból nie pozwalał nawet na swobodne oddychanie, łzy z oczu spływały mi same, miałam poczucie całkowitego upodlenia. 
przez tyle już lat spotykam się z wieloma mężczyznami, którzy mają fetysze, o istnieniu których wcześniej nie miałam nawet pojęcia, a żaden nie potraktował mnie w ten sposób. żaden nie podniósł na mnie nawet głosu, nie wspominając już o przemocy fizycznej.
wciąż dochodzę do siebie, i o ile ból fizyczny po zażyciu sporej dawki leków na moment ustępuje, tak dyskomfort psychiczny i strach pozostaną już ze mną na zawsze.

przez to wszystko zapomniałam o Świętach, które spędziłam w szpitalu. rodzice nawet nie wiedzieli. być może dzwonili na telefon, który został w torebce.

wiem, że teraz szybko muszę wrócić do swoich zajęć, aby nie mieć czasu na rozpamiętywanie tego, co mnie spotkało.
show must go on.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

pozostaw tu ślad po sobie