czwartek, 14 maja 2015

od strachu gorsze jest tylko zaskoczenie.

jestem bliska zawału serca, autentycznie.

nie, nie - nie to spowodowało, że znajduję się w łóżku szpitalnym. chwilę temu rozmawiałam z ordynatorem, właściwie ordynator przyszedł i postawił jednoznaczną diagnozę.
"no tak proszę Państwa, wszystko już wiemy i wszystko też by się nam zgadzało. gratuluję, będziecie Państwo rodzicami."

zamarłam. po prostu zamarłam. jak to rodzicami, jak to my, jak to w ogóle?!
jestem w ciąży. i choćbym chciała to ukryć przed M. nie miałam ku temu szansy. lekarz z pewnością, że jesteśmy narzeczeństwem przyszedł i po prostu wyciągnął z rękawa swojego asa. 
czuję swoje serce w gardle, wierzcie mi. 

"być może uznasz mnie za głupca, ale cieszę się. cieszę się, bo z dnia na dzień uświadamiam sobie, jak bardzo mi na Tobie zależy. chcę stworzyć z Tobą coś więcej, niż relację kończącą się w łóżku. pod prysznicem ewentualnie." - powiedział M.
o czym on w ogóle do mnie mówi?! jakie coś więcej, jakie my i zaraz, zaraz... z czego on się cieszy?!
"ale jak to, przecież Ty nawet nie wiesz, ja nawet nie wi..." - zaczęłam, chcąc uświadomić mu, że nie wiem przecież czyje to jest dziecko.
powiedział, że on wie. on wie, że to dziecko jest jego. nie przypuszcza, nawet nie czuje. po prostu wie.

spotkałam się z nim po latach, na kilka tygodni przed weselem jego siostry, gdzie towarzyszyłam mu i od czego właściwie wszystko się zaczęło. nie, w tamten dzień nie spałam z nim, o czym zresztą pisałam Wam tutaj.
nie powiedziałam jednak, że dwa dni po tamtym spotkaniu, spędziłam z nim noc w hotelu. niespecjalnie nawet zaprzątałam sobie tym głowę, spotykam się przecież z tyloma mężczyznami...
ale tak, on ma rację. to jest jego dziecko. 
wtedy wpadliśmy na siebie przypadkiem - co to był za przypadek! najprawdziwszy z możliwych - wychodziłam z hotelu, gdzie umówiona byłam z klientką, której padło auto na środku drogi i nie zdołała dojechać. w restauracji hotelowej, tego samego hotelu M. miał spotkanie biznesowe. 
jakoś tak spontanicznie się to wydarzyło. to był jedyny moment od tylu lat, w którym nie brałam tabletek hormonalnych.

będę mamą. nie wiem, jak to wszystko będzie teraz wyglądało, nie wiem jak się potoczy, jak ułoży i czy w ogóle.
zdrowa jestem, pieniądze mam, na wsparcie M. mogę liczyć. przynajmniej na chwilę obecną.

zakładając ten blog, pamiętacie, chciałam stworzyć sobie miejsce, w którym bez skrupułów, owijania w zbędne ładne słówka, bez obaw o utratę anonimowości, będę mogła po prostu pisać. i nawet nie dla kogoś docelowo. dla siebie samej, bo zawsze chciałam prowadzić pamiętnik. 
pierwszy raz w życiu udało mi się pociągnąć to tak długo.
ale w życiu też nie spodziewałabym się, że ta historia, mająca niejako początek tu, w Waszej obecności poniekąd, zakończy się w taki sposób.

zakończy się, bo muszę odetchnąć. pozbierać myśli i przestawić się na zupełnie inny tor. wejść w nowy etap mojego życia. 
pierwsze, co powiedział M. to to, że się cieszy. drugie, to w zasadzie też pierwsze, dla niego. muszę skończyć z tym, czym się zajmuję. nie wiem co będzie, jak będzie, ale nie myślę o tak dalekiej przyszłości. liczy się tu i teraz. a na teraz to właśnie uważam za słuszne.

będę mamą. to siódmy tydzień.
nie wykluczam, że jeszcze kiedyś tu wrócę. dziękuję, za wszystko.

trzymajcie się ciepło.



źródło: http://dzieci.pl/szukaj,ci%B1%BFa%20po%20czterdziestce,szukaj.html?smgputicaid=614e6c

strach ma wielkie oczy.

pojechałam wczorajszego wieczoru na umówione spotkanie z nowym klientem, w hotelu, w którym mieliśmy się spotkać byłam tuż przed godziną 22. pan ten jednak zadzwonił do mnie, że niestety, ale z przyczyn niezależnych od niego spóźni się do godziny, dlatego też mam wziąć kartę z recepcji i zaczekać w pokoju. podał mi swoje dane, bowiem na niego przecież była rezerwacja.

w pokoju czekała wykwintna kolacja, zapalone świece, w tle słychać było kojącą zmysły muzykę - chyba relaksacyjną, bo od razu poczułam się błogo. 
na stole znalazłam karteczkę: "jeżeli będę miał się spóźnić, zjedz sama, póki to wszystko jest ciepłe."
pomyślałam, że przecież nie będę jadła sama kolacji, która zaplanowana jest dla nas dwojga. zresztą w ogóle nie byłam głodna. 
pomyślałam, że może przebiorę się w swoją seksowną bieliznę, którą wzięłam na życzenie klienta i zaskoczę go na powitanie. szybko jednak pomysł ten zagłuszyłam, bo przecież nie wiedziałam jeszcze z kim będę miała do czynienia. 

wstałam od stolika, żeby zasunąć ciężkie, wielkie zasłony i...

to ostatnie, co pamiętam. nie mam pojęcia kompletnie, co się stało. teraz leżę w łóżku w szpitalnej sali, ubrana w dziwny kaftan. co prawda nie bezpieczeństwa, ale nie jest temu dalekie to ubranko.
czekam na wyniki jakichś badań, mówią, że straciłam przytomność. naprawdę nic nie pamiętam. nic, co działo się później.
powiadomili M., że znajduję się w szpitalu, od razu przyjechał. teraz chwilowo nie ma go przy mnie, gdyż pojechał do mojego mieszkania po kilka rzeczy dla mnie.
mój klient, który spóźnił się wczoraj zastał mnie w hotelowym pokoju nieprzytomną, ponoć zasłabłam dosłownie na moment przed tym, jak otworzył drzwi apartamentu. zadzwonił na pogotowie.
bardzo się denerwuję, bo nie wiem co się dzieje. czekać, czekać. czekanie jest przecież najgorsze. jeszcze, kiedy nie wiesz człowieku, na co czekasz. Iga chyba też już wie, bo dobija się któryś już raz na telefon. napisałam jej smsa, że nie mogę teraz rozmawiać, dam jej znać jak już będę coś wiedziała. podobno moje wyniki badań będą w okolicach godziny 12. przecież ja tutaj oszaleję z niewiedzy do tej godziny.

rety, a jeśli jestem poważnie chora?! oczywiście opętana jestem przez najgorsze z najgorszych myśli. 
z pewnością nie jest to nic związanego z moją pracą. pod tym kątem robię regularne badania i jestem więcej niż pewna, że mój pobyt w szpitalu nie ma związku z wielością partnerów seksualnych.

ostatnim razem, kiedy obudziłam się w szpitalu po spotkaniu z klientem było znacznie mniej... przyjemnie - o ile to odpowiednie słowo. czułam wtedy ogromny ból, miałam połamane żebra, byłam pobita i eh...zgwałcona brutalnie. teraz nie czuję nic. nic złego znaczy się. czuję się po prostu dobrze.
ostatnio niewiele jem, nie mam czasu na to, może stąd to zasłabnięcie.

czekam, cierpliwie czekam, bo muszę. przyjechał M. słyszę jego głos na korytarzu, rozmawia z ordynatorem.
"nie ma jeszcze wyników Pańskiej narzeczonej, proszę uzbroić się w cierpliwość." - jakiej narzeczonej, co on za bzdury wygaduje lekarzowi?!




źródło: http://w975.wrzuta.pl/obraz/1xEjsIMG21s/znak_zapytania

środa, 13 maja 2015

taką wodą być, co otuli Ciebie całą.

wczorajszy wieczór spędziłam w SPA hotelowym, gdzie wraz z M. zostaliśmy na noc. zorganizowałam to wszytko naprawdę na szybko, ale obsługa hotelowa stanęła na wysokości zadania. postarali się, co bardzo mnie ucieszyło, gdyż ostatecznie M. był bardzo zadowolony. jest zadowolony, bowiem nadal dostaję wiadomość po wiadomości i wdzięczności nie widzę końca. 
fajnie, że mogłam choć w tak minimalnym stopniu odwdzięczyć się za to wszystko. a bransoletka z brylantami, którą mi podarował na ręce wygląda cudownie!

w SPA skorzystaliśmy chyba ze wszystkich dostępnych tam usług, począwszy od masaży relaksacyjnych, poprzez zabiegi upiększające twarz i całe ciało, aż po strefy typowo odprężające. 

źródło: źródło: http://www.lambert-hotel.pl/m/9/galeria/9-SPA
źródło: źródło: http://www.lambert-hotel.pl/m/9/galeria/9-SPA
źródło: http://www.lambert-hotel.pl/m/9/galeria/3-BASEN
źródło: http://www.lambert-hotel.pl/m/9/galeria/3-BASEN
źródło: http://www.lambert-hotel.pl/m/9/galeria/9-SPA







M. odwiózł mnie dziś do domu, sam natomiast musiał wyjechać za miasto na kolejne spotkanie biznesowe.

ja z kolei umówiłam się z nowym klientem, który zadzwonił do mnie niespełna godzinę temu. uprzedził on z góry, że interesuje go tylko jednorazowe spotkanie, liczy zatem na wysoką jakość moich... usług. 
to akurat jestem w stanie mu zapewnić, zgodziłam się więc na spotkanie.
chciał, żebym przyjechała do jego mieszkania, jednak po ostatnim zdarzeniu - kiedy zdecydowałam się pojechać do domu klienta i skończyło się jak skończyło - nie chcę już ryzykować.
zrozumiał i podał adres hotelu, w którym będzie na mnie czekał. 
powiedział stanowczym głosem, że oczekuje mocno wyuzdanej kobiety. 
w porządku.

postawiłam więc na fikuśną bieliznę erotyczną, która w zasadzie więcej odkrywa niż zakrywa. ale wedle życzenia klienta.

co do bielizny tego rodzaju, wyznaję pewien zwyczaj, że przebieram się dopiero w miejscu spotkania. tak na wszelki wypadek.
wybrałam czerwony, pobudzający zmysły komplet. 
dla niepoznaki postawiłam na prosty, choć unowocześniony outfit. czerwony top z wycięciem nad pępkiem, do tego jasne, przecierane jeansy rurki i najważniejszy element każdej mojej stylizacji, co podkreślam zawsze - buty. neonowe, wysokie szpilki od Louboutina. czerwona ich podeszwa fajnie zgrywa się z topem, a neonowa żółć przełamuje to połączenie.
dodatkiem jest niewielka torebka od Stella McCartney w kolorze zbliżonym do koloru butów. wiem, że dziś nie stosuje się już tej reguły, jednak to zbyt mocny kolor, by łączyć go z jeszcze innym.


mam jeszcze odrobinę czasu, dlatego wezmę Batmana na krótki spacer, poprawię makijaż i mogę wychodzić.

lubię wymagających klientów, gdyż świadczy to o ich pewności siebie. a nie ma nic bardziej seksownego, niż świadomy i pewny siebie facet. 
źródło: http://www.sisi.pl/bieliznaerotyczna/komplety-anais--afrodita/id/8758/



źródło: https://www.montaignemarket.com/EN_16729_Shoulder-bags-Stella-McCartney-neon-yellow-faux-leather-shoulder-bag.html

źródło: http://www.boohoo.com/day-tops/heidi-drape-scoop-side-vest/invt/azz08754


źródło: https://www.zalando.pl/met-jeansy-slim-fit-destroyed-denim-m0121n00e-k11.html
źródło: http://www.net-a-porter.com/intl/product/525148?cm_mmc=LinkshareUK-_-Hy3bqNL2jtQ-_-ProductFeed-_-Christian_Louboutin&siteID=Hy3bqNL2jtQ-p7PUDc.fXn0y1KjQZwnA5g




























wtorek, 12 maja 2015

shin' bright like a diamond.

przez ułamek sekundy poczułam ogromny wyrzut sumienia. 
bo przecież przed momentem wyszedł ode mnie M., było nam razem naprawdę dobrze, miło jak zwykle. do tego te wszystkie prezenty od niego, choć to sprawa drugorzędna. 
z drugiej jednak strony nic sobie nie obiecywaliśmy, nie padły żadne deklaracje czy słowa zobowiązania. 

odpisałam mężczyźnie, któremu wizytówkę wsunęłam za wycieraczkę w samochodzie. oczywiście nie odpisałam mu od razu, bo dlaczego miałby pomyśleć, że czekałam na odzew z jego strony!
minęły około trzy godziny, nim zdecydowałam się odpowiedzieć na jego wiadomość. 
on natomiast musiał czekać z dużą niecierpliwością, ponieważ jak tylko otrzymałam raport dostarczenia smsa, oddzwonił.


w słuchawce usłyszałam bardzo ciepły i miły, ale pewny siebie głos: "rozumiem, że rozmawiam z kobietą, której numer widnieje na wizytówce. czy obudziłem piękną Panią?"

zaraz, zaraz - pomyślałam szybko. jak to PIĘKNĄ, skoro nawet mnie nie widział? o co oczywiście zapytałam.

"widzę więcej, niż się Pani wydaje. mówmy sobie po imieniu, Norbert jestem, miło mi." - odpowiedział bez zastanowienia.


cóż za bezczelny gość, uznałam! "masz w sobie na tyle odwagi, by sądzić, że po dwóch minutach rozmowy przez telefon, będziemy się aż tak spoufalać?" - zrewanżowałam się szybko.

po czym on oznajmił, że w końcu to ja podłożyłam swój numer obcemu mężczyźnie i czy aby na pewno chcę licytować się o odwagę.

chwilę później zarzucił mi, że w takim razie muszę być tylko panią do towarzystwa, zdesperowaną w dodatku, która leci na bogatych facetów z dobrymi samochodami. 

ależ mnie zirytował! niedopuszczalne, by ktoś zupełnie mi obcy odnosił się do mnie w podobny sposób!


"Twój czas minął, trzymaj się." - odparłam i rozłączyłam się od razu.


nie obraziłam się za Panią do towarzystwa, ale poczułam ogromną urazę za osąd, jakże niesłuszny, jakoby miałabym oglądać się za drogimi samochodami i ich właścicielami. a i do desperacji mi daleko. 



czuję się dziś o niebo lepiej, stąd pomyślałam, że zaproponuję M. wspólny wieczór. zaprosiłam go do SPA, wypada bowiem, abym odwdzięczyła się za wszystkie prezenty, jakie sprawił mi do tej pory. w minimalnym stopniu, rzecz jasna, bowiem nigdy chyba nie zdołam odwdzięczyć się równomiernie. 

ucieszył się bardzo, choć przeciwny był pomysłowi, żebym to ja płaciła za cokolwiek. dał się jednak przekonać.

uciekam się szykować.




poniedziałek, 11 maja 2015

w pogoni za fantazją.

dzisiejszego ranka pierwszy raz miałam okazję przekonać się, jak dobrą decyzję podjęłam decydując się na przesłodkiego czworonoga.
odkąd tylko otworzyłam oczy czuję się paskudnie, a właściwie to obudziłam się, bo tak niedobrze spałam.
mimo potwornych mdłości i przekonania, że ten dzień zdecydowanie nie będzie należał do mnie, uśmiechnęłam się szczerze, gdy zobaczyłam tę kochaną mordkę z samego rana.

spacerując z Batmanem po parku tuż obok mojego mieszkania spostrzegłam pięknego Lexusa, z którego wysiadł czarujący mężczyzna. nigdy wcześniej nie widziałam go tutaj, zainteresowało mnie więc do kogo mógł przyjechać.
wszedł do kawiarni - jedynej w okolicy, która zaprasza klientów już od godziny 5 rano - więc zapewne był z kimś tam umówiony. 
nie wiem i szczerze przyznam, iż specjalnie wnikliwie nie analizowałam możliwych rozwiązań. 
wiedziałam jedno - chcę poznać tego faceta. bez głębszego namysłu o konsekwencjach podeszłam do samochodu i wsunęłam mu swoją wizytówkę za wycieraczkę.
odezwie się to świetnie, jeżeli nie, łzami się nie zaleję. nic nie tracę, prawda? 

wróciłam do domu szybciutko, ponieważ Batman jest jeszcze za młody na długie i intensywne spacery, zwłaszcza rankiem, kiedy mimo pory roku jest jednak chłodno. muszę dbać o mojego nowego przyjaciela.

nie ukrywam, że myślami wciąż jestem przy mężczyźnie, któremu podsunęłam swoją wizytówkę. niezaspokojona ciekawość tego, czy zadzwoni do mnie, jest na tyle silna, iż ciężko skierować myśli w innym kierunku. ale wszystko ma swoje granice, rzecz jasna. nie zamierzam popadać w paranoje, jakąkolwiek i z powodu kogokolwiek. 
moje samopoczucie jest na tyle złe, że zaczyna brać jednak górę nad wszystkim pozostałym. już dawno nie czułam się tak potwornie.
no... może wtedy,gdy wylądowałam w szpitalu zgwałcona i pobita. ale to puszczam w niepamięć. dołożyłam naprawdę wszelkich i wielkich starań, by "wymazać" to z pamięci.
albo rozkłada mnie jakieś potworne choróbsko, co całkiem możliwe, gdyż Iga pisała mi w nocy, że czuje się równie źle, albo zjadłam coś, co mi zaszkodziło. na szczęście od tego się nie umiera.

w okolicach godziny 10 przyjechał, niespodziewanie jak na niego przystało, M. oczywiście nie byłby sobą, gdyby po drodze nie odwiedził piekarni i nie przywiózł mi świeżego pieczywa na śniadanie. tym razem ja przygotowałam je dla nas oboje w zamian za ostatni raz, gdy podał mi śniadanko do łóżka. 
ten mężczyzna chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. a może to ja po prostu straciłam wiarę w to, że facet może potrafić myśleć o wszystkim.
nie zapomniał też o Batmanie. przywiózł kilka kolorowych zabawek twierdząc, że tak młody psiak potrzebuje zajęcia. urzekł mnie znów niesamowicie.
zapomniałam nawet na moment, jak niewdzięcznie się dziś czuję. 

M. siedział w fotelu obserwując mnie jak zmywam po śniadaniu. czułam jego wzrok na sobie. lubię to.
podeszłam do niego, uklękłam przed nim i zaczęłam rozpinać jego spodnie.
powiedział: "Skarbie, przecież nie po to przyjechałem, dobrze wiesz. nie musisz."
"nie muszę, ale chcę" odpowiedziałam.
zaspokoiłam go oralnie, co uwielbia. było mu chyba wyjątkowo dobrze, bo mimowolnie pociągnął mnie mocno za włosy w chwili szczytowania. nie zrobił mi tym krzywdy, wręcz przeciwnie.
przepraszał mnie później kilkakrotnie, bał się, że poczułam się przedmiotowo. nic z tych rzeczy. wiem, że tak nie jest.
przepraszał mnie podwójnie, kiedy okazało się, iż jest już tak późno, że za moment spóźni się na zebranie, którego jest przewodniczącym.
doskonale wiem, że pracuje i musi być punktualny. jest w końcu prezesem a przykład idzie z góry.
w życiu bym nawet nie pomyślała, że przyjeżdża do mnie na szybki numerek po czym jeszcze szybciej się zmywa. to nie ten typ.
zwłaszcza, że to ja tego chciałam.


źródło: http://the-art-of-blowjob.com/post/115994975587


zabawne, ale kiedy tylko zamknęłam drzwi za M., dostałam sms: "czy to Twoją wizytówkę znalazłem za wycieraczką?"


ps. dopiero teraz, sięgając po laptop, zauważyłam torebkę z prezentem, którą M. postawił na komodzie w salonie.



źródło: http://wkruk.pl/bransolety/bransoleta-w-kruk,id-67400







sobota, 9 maja 2015

mój nowy przyjaciel.

wróciłam dziś do domu po świetnie spędzonym wczorajszym dniu i jeszcze bardziej udanej nocy w towarzystwie mojej Igi.

otwierając kolejny raz drzwi do mojego pustego mieszkania, uświadomiłam sobie, cholera, że przecież mam prawie 30 lat a tutaj wciąż nikt na mnie nie czeka. wiązać się w najbliższym czasie nie zamierzam, gdyż związek - taki na poważnie, ze wszelkimi zobowiązaniami - to jeszcze nie dla mnie.
i o ile nie jest to strach przed właśnie zobowiązaniem, bo nie jest, o tyle wiem, że nie czuję się jeszcze gotowa wpuścić do mojego życia kogoś drugiego tak całkowicie.
ale, ale!  kto powiedział, że potrzebuję towarzystwa drugiego człowieka? tych przecież mi nie brakuje.
szybkie myśli...tak! dlaczego ja nie wpadłam na to wcześniej?!
chcę psa. i absolutnie nie jest to chwilowy kaprys. zdałam sobie sprawę, iż mogłam mieć go już dawno, gdyż na brak czasu wolnego nie narzekam, finansowo tym bardziej mogę pozwolić sobie na to, by utrzymać pupila a i naprawdę przyda mi się towarzystwo. zwłaszcza tak urocze, jakim potrafi być psiak. 

mówiąc pies, mam na myśli rzecz jasna solidnego czworonoga. kocham zwierzaki w każdej postaci, niemniej jednak wyjątkowo za serca chwytają mnie duże psy. 
moje plany nie potrzebują długiego czasu oczekiwania na ich realizację. uruchomiłam swoje wszystkie kontakty, przejrzałam kilka stronek w Internecie i znalazłam.
znalazłam szczeniaka, ma około 2/3 miesiące - nie jest to jednoznaczne, ponieważ ktoś porzucił go kilka dni temu - przebywał obecnie w schronisku w Szczecinie. od razu po niego pojechałam, "rezerwując" wcześniej psiaka telefonicznie.


poprosiłam M., aby pojechał ze mną, bowiem do Szczecina jest jednak te dwie godziny drogi a wiedząc już, że będę wracała z nowym współlokatorem chciałam, aby miał możliwie największy komfort podróży.
M. przyjechał od razu.

od niespełna godziny cieszę się towarzystwem Batmana. niewielka jeszcze puszysta kuleczka, przypominająca do złudzenia niedźwiadka to mieszaniec owczarka niemieckiego i husky. chyba poczuł się już jak w domku.
pokochałam go od pierwszego wejrzenia, z ręką na sercu!



piątek, 8 maja 2015

między nami kobietami.

dawno już nie widziałam się z moją Igą. dawno nie spędziłam z nią czasu tak, jak z przyjaciółką czas ten się spędza. 
jest piątek to i dobra okazja na wspólne babskie popołudnie. 

jako, że sama siebie namawiać długo nie muszę i w momencie, kiedy tylko pomyślałam o tym, jak zaniedbałyśmy swoje kontakty, od razu do niej zadzwoniłam.

zdałam sobie sprawę, że nie bez przyczyny przyjaźnimy się już tyle lat. Iga powiedziała, że właśnie wzięła telefon do ręki, by zadzwonić do mnie z podobną propozycją.
moja kochana, rozczuliła mnie.

umówiłyśmy się w galerii handlowej, nic nie sprzyja ploteczkom bardziej niż wspólny shopping dwóch kobiet. a w końcu mam jej tyle do opowiedzenia. 

zrobiło mi się aż głupio, bowiem znów zdałam sobie z czegoś sprawę - w ostatnim czasie o niczym jej nie mówiłam! nie miałam po prostu kiedy...

spotkałyśmy się w umówionym miejscu, obeszłyśmy wszystkie sklepy trzy razy przynajmniej. za radą Igi, a już po tym, gdy nadrobiłam zaległości w zwierzaniu się, kupiłam kilka fajnych rzeczy, by mieć co na siebie włożyć, kiedy przyjdzie mi ewentualnie spotkać się ponownie z M. 

à propos - Iga była zachwycona biegiem zdarzeń z ostatnich tygodni mojego życia. 

twierdzi nawet, iż przekonana jest, że z relacji między mną a M. wyniknie coś znacznie większego. zabawne.

znalazłam coś, co bardzo jest w guście M. jestem przekonana, że spodobam mu się w takim wydaniu.


źródło: http://www.c-and-a.com/pl/pl/shop/kobiety/koszulki-i-topy/topy/page-2/top-z-nadrukiem-154601-1.html



źródło: https://cubus.com/en/7163109_F521







źródło: http://www.kazar.com/pl/sklep/5451-kremowe-polsandaly-25589-18526-04-29.html


po udanym popołudniu spędzonym w galerii handlowej Iga zaprosiła mnie do siebie, uznała bowiem, że chce spędzić ze mną jeszcze trochę czasu - póki ma okazję, nim M. całkowicie mnie jej zabierze. śmiałam się, kiedy to mówiła, widziałam, że robi to niby z przekąsem, ale z drugiej jednak strony przemawiała przez nią zazdrość.
nie miałam żadnych innych planów, to i nie widziałam powodów, by jej odmawiać.

Iga jest bezpośrednia, wprost powiedziała, że ma ochotę na seks ze mną. właściwie w tym kontekście też mi jej brakowało. uwielbiam jej towarzystwo, zwłaszcza w łóżku. 
ale nie tym razem. nie tym razem w łóżku.
zaproponowała mi wspólną kąpiel, na początek. przystawałam na wszystko, gdyż wszystko mi całkowicie pasowało. 
spędziłam z nią cudowny dzień i wieczór. brakowało mi tego, bo brakowało mi jej.
poza tym, że jest świetna w łóżku, doskonałym doradcą podczas zakupów, to jest niezawodną przyjaciółką. przede wszystkim przyjaciółką. 

nocuję dziś u niej, jednak coś nie pozwala mi zasnąć. Iga już śpi, zasnęła w momencie, chwilę po ostatnim orgazmie. jest taka ładna. 
M. właśnie napisał mi sms. tęskni za mną. 

środa, 6 maja 2015

trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść.

wspominałam już o sytuacji z Panią, właściwie Państwem S.

przez cały majowy weekend Pani S. nękała wręcz mnie telefonami, smsami, nie widząc reakcji z mojej strony pisała też maile i nagrywała się na pocztę. nie odebrałam ani razu. nie odpisałam też na żadną wiadomość, licząc na to - nie będę ukrywała - że umrze to śmiercią naturalną. 

dziś w nocy jeszcze otrzymałam mms od niej, gdzie dorzuciła fragment piosenki, którą wie, że lubię i swoje nagie zdjęcie. jakby miało mnie to ruszyć.

nie powiem, że nie ruszyło, gdyż ciało ma idealne, jest naprawdę piękną kobietą, na którą nabiera się ochoty z jednym spojrzeniem. nawet na zdjęcie.

ale, ale...to nie wszystko. w mmsie dopisała coś, o co w życiu bym jej nie podejrzewała: "tęsknię za Tobą niesamowicie, brakuje mi Ciebie. i nie Twojego ciała, nie smaku Twoich ust czy cudownego seksu. Ciebie, Twojej obecności tak po prostu. pokochałam Cię...".

i choć zrobiło mi się ciepło na sercu tak utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że zdrowo będzie zakończyć definitywnie tę relację.

myślałam nad tym - zmuszona jej natarczywą próbą kontaktu ze mną - przez te kilka wolnych od innych myśli dni. muszę to zakończyć.

zrobiłam to może w sposób, na jaki nie zasłużyła, abym zrobiła. banalny, prymitywny wręcz, ale też taki, jaki czułam, że muszę zrobić. ona wcale nie potraktowała mnie lepiej.

najzwyczajniej w świecie napisałam jej sms: "nie dzwoń, nie pisz, nie próbuj już w żaden inny sposób skontaktować się ze mną. nie chcę i nie będę chciała. najlepiej skasuj mój numer, chyba, że wolisz, abym go zmieniła."


bez zbędnych emocji, jakichkolwiek. ulżyło mi.




wtorek, 5 maja 2015

to był maj.

wróciłam.
wróciłam z cudownie spędzonej majówki. 
ahh... co to był za czas. dawno nie czułam się już tak wniebowzięta, serio.
M. dołożył naprawdę wszelkich starań, aby wyjazd ten należał do udanych.
nie dość, że zatrzymaliśmy się w pięknym Sandomierzu, w luksusowym - na tyle, na ile możliwe było znaleźć - hotelu, zwiedzaliśmy ciekawe miejsca a oczy cieszyły się cudownymi widokami, to zaskoczył mnie czymś jeszcze. czym, co w zasadzie byłoby chyba ostatnią rzeczą, o jakiej pomyślałabym, że może zrobić.
zabrał mnie do swojej rodziny, której część miałam okazję już poznać, gdy towarzyszyłam mu na weselu jego siostry.
uroczy, kochani ludzie. byli wprost zachwyceni naszą wizytą, cieszyli się, że wciąż jesteśmy razem - tu było mi ich nawet żal, bo przecież nie mogli wiedzieć, jak faktycznie wygląda nasza relacja.

kochaliśmy się po kilak razy dziennie, codziennie. teraz, pisząc o tym, wciąż czuję jego zapach. tak, dokładnie JEGO zapach. jest niesamowicie męski, ale o tym już pisałam, wiem.
jestem dość wymagającą kobietą, cenię siebie mimo, że ktoś mógłby uważać zupełnie inaczej wiedząc czym się zajmuję. ale jak kilkakrotnie już o tym wspominałam, nie robię tego, bo sytuacja finansowa mnie zmusza. już nie. uprawiam seks za kasę, bo to lubię. lubię seks, a że przy okazji mogę zarobić, to czemu tego nie łączyć? ale nie o tym.
mam wymagania zarówno względem siebie, jak i ludzi, którymi się otaczam. a M. spełnia je wszystkie. jak na razie. 

seks z nim jest o tyle wspaniały, że zgrywamy się niemalże idealnie. bez zbędnych pytań potrafi wyczuć, czego oczekuję w konkretnej chwili. nie zmusza mnie do niczego, na nic także nie nalega. jest czuły i brutalny zarazem, w granicach rozsądku i dobrego smaku.
powiedziałabym, że jest...idealny? jednakże stronię od tak daleko idących słów. unikam zobowiązań.

długi weekend spędziłam wspaniale, odpoczęłam i teraz wiem, że czas zejść na ziemię. bowiem nic w nadmiarze nie przynosi korzyści.

czwartek, 30 kwietnia 2015

nadwiślański świt.

dotarliśmy właśnie na miejsce. 
właściwie dotarliśmy już kilka godzin temu, ale przed momentem zameldowaliśmy się w hotelu, który zarezerwował dla nas M.
jest tu przecudownie, naprawdę magiczne miejsce. Sandomierz.

korzystam z okazji, póki M. poszedł wziąć prysznic.

w drodze spędziliśmy trochę ponad 7 godzin, trafiliśmy oczywiście w korek największy z możliwych, ale nie ma się czemu dziwić, wszyscy wyjeżdżają na długi weekend majowy.

M. przyjechał pod mój dom jakoś po godzinie 10 rano. przywitał mnie pięknym bukietem świeżych słoneczników i olśniewającym uśmiechem. całując mnie w policzek szepnął do ucha: "cudownie, że założyłaś sukienkę".
rozmawialiśmy ze sobą całą drogę niemalże. nie było nawet momentu, w którym zabrakło tematu czy rozmowa się nie kleiła. dogadujemy się naprawdę świetnie.

w pewnym momencie M. położył swoją dłoń na moim udzie. głaskał mnie z taką subtelnością, że ciarki przeszyły całe moje ciało.
spodziewałam się, że za chwilę poczuję tę dłoń pod swoją sukienką, nieco wyżej. 
ale nie, M. nie jest takim facetem. jak najbardziej - ma ogromną fantazję erotyczną, jest niesamowitym kochankiem, ale nie robi niczego na siłę.

czuję, że tych kilka dni pozostaną na długo w mojej pamięci. już jest pięknie. czuję się szczęśliwa, po prostu.



źródło: http://www.eholiday.pl/noclegi-ad4805-galeria.html

źródło: http://urloplandia.pl/o/hotel-sarmata-202343



w życiu piękne są tylko chwile.

dlatego czasem warto żyć.
zdecydowałam, że wyjadę z M. na majowy weekend. w ostateczności przecież mnie także należy się coś więcej, niż seks. nawet, jeśli dobry. 
wyjeżdżamy dzisiaj, właściwie to za kilka chwil. 
nie ustaliliśmy gdzie konkretnie wyjeżdżamy, ale powiedział, że zabierze w mnie w magiczne miejsca. nie dopytywałam o szczegóły, chcę poczuć się zaskoczona. 

nie mogę się już doczekać. dawno nie wyjeżdżałam za miasto w celach wypoczynkowych.
po ostatnich wydarzeniach, zwłaszcza, ten wyjazd dobrze mi zrobi. liczę na to, że przeżyję niezapomniane chwile. 

trzymajcie za mnie kciuki, bo choć każdego dnia obcuję z rożnymi facetami, to ta relacja jest zupełnie inna a co za tym idzie - cholernie się stresuję. to zabawne, bo przecież nie mam powodów do zdenerwowania, a jednak ostateczna niepewność powoduje dreszczyk takich emocji.

uciekam spakować się do końca no i w drogę.
życzę Wam pięknej, wiosennie spędzonej majówki. 


ps. Pani S. wciąż nie daje za wygraną i za wszelką cenę usiłuje skontaktować się ze mną w każdy możliwy sposób. a ja? ja dojrzewam do decyzji, ostatecznej, że chcę zakończyć tę znajomość. będzie żal, ale to chyba najlepsze rozwiązanie. 
tymczasem odcinam się od wszystkiego, całuję!

źródło: http://beztroskiewczasy.pl/podroz-koleja-transsyberyjska/

wtorek, 28 kwietnia 2015

bo mnie, na uśmiech zawsze stać.

humor dziś zdecydowanie mi dopisuje.
chwilę temu wyszedł ode mnie M. ten, któremu w ubiegłą sobotę towarzyszyłam na weselu jego siostry.
przyjechał do mnie dziś rano, zupełnie nie spodziewałam się jego wizyty. w zasadzie nie odzywał się od momentu, kiedy dostałam od niego paczkę z butami.
przywiózł ze sobą gorące jeszcze bułeczki maślane - ten facet chyba czyta w moich myślach, bo smak bułeczek maślanych chodził za mną od kilku dni! - sałatkę owocową i świeży sok z pomarańczy.
rozkazał niemalże wracać mi do łóżka, podał śniadanie, zjedliśmy je razem. przepraszał mnie niezłomnie, że budzi mnie tak wczesną porą, ale nie mógł już dłużej czekać. nie wiem z czym i dlaczego, w to jednak nie wnikałam.

kochaliśmy się. tak, kochaliśmy.
nie był to seks taki, jak ze wszystkimi innymi mężczyznami. nie był to nawet seks taki, jakiego doświadczyłam z nim za czasów początków mojej ekhm... kariery w tej branży.
kochaliśmy się dobre trzy godziny. przeżyłam kilkanaście cudownych orgazmów, a cudowność ich mogę porównać tylko z tą, jaka towarzyszyła orgazmom przeżywanym z D.
wspominałam Wam krótko historię mojego związku z nim zaraz w początkowych wpisach.

M. ma wspaniałe ciało. jest zadbany, pięknie pachnie i dobrze się ubiera. jest dżentelmenem, który wie, jak zadbać o kobietę. właśnie, czemu on robi to wszystko? ale mniejsza teraz o to.
czuję się bardzo dobrze w jego towarzystwie.
jest taki zasadniczy, dominujący wręcz. ja z kolei nie lubię ulegać, ale jemu już uległam.
chciałam, aby został chociaż do obiadu, niestety musiał jechać do pracy. 

obiecał zadzwonić. zaproponował, żebyśmy wyjechali razem na weekend majowy. 
"gdzie tylko chcesz" - powiedział.


źródło: http://herside.soup.io/tag/gif?newer=1&since=317816140

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

so crazy in love.

czy można oszaleć z miłości? 

od minionego piątku nie potrafię skupić swoich myśli na niczym innym, niż Państwo S. naprawdę zastanawia mnie to, co teraz stanie się z nimi, z ich małżeństwem. ona kocha go tak bardzo. nieszczęśliwa, ale miłość. a może to właśnie jej sposób na szczęście?

nie ułatwia mi fakt, iż Pani S. ciągle próbuje się ze mną skontaktować. dzwoni, pisze smsy, dobija się nawet na e-mail.
co zaskakujące, nie pisze w ogóle o swoim mężu, o tamtej nocy i tym, co się wydarzyło. pisze mi, jak wielką ochotę ma na spotkanie ze mną, jak bardzo nie może się doczekać, kiedy zobaczy mnie kolejny raz.
wysłała mi nawet mms ze swoim nagraniem. dla siebie już zachowam szczegóły co do treści filmu.

jest piękna. jest cholernie piękna, niesamowicie seksowna, pełna wdzięku i klasy. 
dobra w łóżku. uśmiecham się na wspomnienie o chwilach, które spędziłam w jej towarzystwie. ale dziś nie jest mi do śmiechu. jest mi przykro, najzwyczajniej w świecie. czuję się zraniona i być może zdradzona tak, jak ona sama.

wciąż głowię się nad tym, z jakiego powodu i w jakim celu zorganizowała piątkowe spotkanie z jej mężem. wiedziała przecież, a przynajmniej musiała zdawać sobie sprawę, że może skończyć się tak, jak skończyło.
kocha go, dlatego nie chciała dopuścić takich myśli do siebie.

nie mamy o czym już rozmawiać, przykro mi.


sobota, 25 kwietnia 2015

do tanga trzeba dwojga?

przygotowania do wczorajszego spotkania z Państwem S. zaczęłam oczywiście od kąpieli w gorącej wodzie. uwielbiam tę formę relaksu, a przed spotkaniem z nimi bardzo tego potrzebowałam. sama nie wiem dlaczego, ale wyjątkowo byłam zestresowana. 
następnie nienaganny makijaż, włosy puszczone luźno no i właśnie... odwieczny problem - co mam na siebie włożyć?!
postawiłam tym razem na dość klasyczny zestaw, przełamany odrobiną fantazyjnej nowoczesności.
swoje stylizacje dobieram bardzo starannie, począwszy od bielizny, poprzez sam strój, aż po dodatki. kocham modę, uwielbiam się nią bawić, łączyć, zestawiać. uwielbiam też wyglądać dobrze a przede wszystkim czuć się pewnie. dzięki uwadze, jaką poświęcam na dobór stylizacji mogę w pełni świadomie chodzić z głową dumnie uniesioną.
klienci też to doceniają.
zdecydowałam jednak, że na to spotkanie pójdę bez bielizny. miałam ochotę być wyuzdana, jak nigdy dotąd. 
wybrałam skromną, jak już wspomniałam klasyczną, białą koszulę z delikatnego materiału, rozpinaną na guziczek. 
do tego dobrałam czarną, skórzaną mini z asymetrycznym wycięciem na wysokości uda.
koszulę włożyłam w spódniczkę, a guziczek oczywiście odpięłam. miałam wrażenie, że mój biust pragnie spod niej uciec.
jako krycie wierzchnie kurteczka z bardzo jasnego dżinsu, również rozpięta.
dzień był bardzo ciepły, postawiłam więc na gołe nogi a buty, na które się zdecydowałam to oczywiście wysokie, fantazyjne niebieskie szpilki tym razem od Matisse. do butów przywiązuję szczególną uwagę, rzadko kiedy zważam na cenę, zwłaszcza, gdy zakochuję się w nich od pierwszego wejrzenia. 
dodatkiem zamykającym mój wczorajszy outfit była srebrna, holograficzna kopertówka.
koniec końców - kilka psiknięć ulubionym zapachem no i wyszłam na spotkanie.

teraz, pisząc o tym, czuję się tak, jakby w ogóle nie działo się to w rzeczywistości. kompletnie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, ale o tym za moment.

spotkałam się z Państwem S. w umówionym miejscu. Pani S. na powitanie pocałowała mnie namiętnie w obecności swojego męża. 
cholera, ta kobieta niesamowicie mnie kręci mimo, że przecież jest tyle lat ode mnie starsza. 
szepnęła mi do ucha: "wyglądasz obłędnie, jak zawsze", a mąż jej w tym czasie łapczywie patrzył w wycięcie mojej spódniczki, jakby usiłował hipnotyzować je, aby poszło wyżej.
Pani S. wzięła moją dłoń, wręczyła mi kartę do pokoju i powiedziała stanowczo: "dzisiaj będzie pieprzył Cię mój mąż. jesteś cała dla niego". nie chciałabym widzieć swojego wyrazu twarzy w tamtym momencie...
zdziwiłam się, ale przecież to oni płacili, więc oni wymagali. oczywiście, że mam pełne prawo, aby nie przystać na propozycje swoich klientów, niemniej jednak specjalnie mi to nie przeszkadzało. 
zapomniałam z tego wszystkiego, że nie mam na sobie bielizny.

z Panem S. weszliśmy do windy, bowiem nasz pokój znajdował się na 15 piętrze. nim winda ruszyła zdążyłam przez jej szklane drzwi zobaczyć, jak żona mojego dzisiejszego partnera wychodzi z hotelu seksownie poruszając ponętną pupą. ruszyliśmy.
Pan S. nie tracił czasu. w tej samej chwili, gdy tylko winda przekroczyła poziom parteru włożył swoją dużą dłoń pod moją spódniczkę. uświadomiłam sobie, że nie dzieli go żaden, nawet najmniejszy kawałek materiału od mojej... no właśnie. poczułam jego palce w środku. 
"jesteś taka mokra" - powiedział, bo byłam. stres, zdziwienie i jednocześnie ogromna ciekawość sprawiały, że zaistniała sytuacja spowodowała u mnie podniecenie. 
nie zdziwiło go nawet to, że nie mam majtek. 
przysunął się do mnie od tyłu maksymalnie blisko, pocierając swoim twardym już penisem o moje pośladki. miałam wrażenie, że wyciągnie go ze spodni lada moment.

15 piętro. wyskoczyłam z windy jak oparzona i szybkim krokiem udałam się w stronę naszego pokoju. 
w środku czekał na nas piękny apartament, małżeński, na dodatek. drogi szampan, wszędzie mnóstwo zapalonych świec i jednoznacznie kojarząca się muzyka. spodobało mi się, przyznam.

pochyliłam się lekko nad stolikiem nocnym, by odłożyć torebkę, kiedy Pan S. stał już za mną i dobierał się do mnie odpinając powoli zamek spódniczki. zsunęła się w dół.
pochylił mnie w przód tak, bym oparła ręce na stoliku a sam ponownie wsunął palce w moją mokrą c.pkę. robił to bardzo powoli, choć intensywnie. 
zdołałam jednak spostrzec, kiedy zamiast palców włożył tam swojego penisa. nie miałam jeszcze okazji widzieć, ale musiał być sporych rozmiarów, gdyż czułam go w sobie... dosadnie. ściągnął ze mnie koszulę, obwiązał mi nią oczy, a w dłonie wziął moje piersi.

trwało to niedługą chwilę, kiedy wydało mi się, że słyszę otwieranie drzwi pokoju.
weszła Pani S. w ułamku sekundy poczułam zapach jej perfum. z niesamowitym spokojem w głosie powiedziała tylko: "zrobiłeś to, cholerny gnoju" a on w tym momencie, niczym w odpowiedzi, doszedł we mnie głośno krzycząc z rozkoszy. było mi równie dobrze, ale myślałam o tym, żeby już skończyć, bo przecież patrzy na nas jego żona.

usiadł na łóżku nie zważając jakby na obecność żony, ja pobiegłam do łazienki. słyszałam, jak Pani S. mówi do niego, a on w ogóle nie reagował. 
"nie mam pretensji do tej dziewczyny, ona ma za to płacone, ale po Tobie się nie spodziewałam. nie wierzyłam, że jesteś skłonny mnie zdradzić!" powiedziała już chyba płacząc.
Pan S. w końcu wydusił z siebie cokolwiek, mówiąc: "sama tego chciałaś durna babo".

usłyszałam za moment, że drzwi od pokoju się zatrzasnęły, zatem wyszłam z łazienki. ubrałam się, wzięłam torebkę i wyszłam bez słowa zostawiając go tam samego.
sięgnęłam po telefon, aby włączyć dźwięk, zobaczyłam 9 połączeń od niej.
ale nie miałam ochoty na rozmowę. na rozmowę z nią. 
moje ego zostało mocno urażone.

nie spodziewałam się tego po niej.
źródło: https://www.zalando.pl/cosmoparis-edila-kopertowka-argent-ck851h007-d11.html




źródło: https://www.zalando.pl/replay-kurtka-jeansowa-niebieski-re321g012-k00.html?wmc=COM48_1881701
źródło: http://www.topsecret.pl/koszula-damska-poliesterowa-koszula-dlugi-rekaw-luzna-ze-stojka-z-dekoltem-do-pracy-elegancka-na-co-dzien-tkl0200-troll,33918,215,pl-PL.html#color=KOLOR_5

źródło: https://www.zalando.pl/lot78-spodnica-skorzana-czarny-l0021b002-q11.html
źródło: http://www.matchesfashion.com/intl/products/1012374




















piątek, 24 kwietnia 2015

jeszcze raz, zabierz mnie.

dostałam przed momentem sms'a od Pani S., chce spotkać się kolejny raz we trójkę: ja, ona i jej mąż. w tym właśnie momencie przypomniałam sobie ostatnią propozycję Igi, abyśmy przy następnej okazji spotkali się we czworo.
przyznam, że przez moment przeszło mi przez myśl, aby może faktycznie Państwu S. zaproponować czworokąt - czy to aby nie podchodzi już trochę pod orgię? - jednak szybko myśli te sprowadziłam na ziemię. przyjaźń przyjaźnią, ale czemu Iga ma wtrącać się w moje relacje z MOIMI klientami? 
zwłaszcza, że Pani S. napisała w wiadomości, mocno osobliwie, jak bardzo spragniona jest smaku moich "delikatnych ust". miałabym się dzielić? na to chyba nie jestem jeszcze gotowa. i nie wiem czy będę kiedykolwiek, bo najzwyczajniej w świecie nie sprawia mi żadnej satysfakcji taki układ. całkiem możliwe, że chodzi tu też o zazdrość, ale przynajmniej w ogóle tego nie kryję.

niemniej jednak spotkać mamy się dzisiejszego wieczoru, w hotelu, w którym noc spędziliśmy ostatnim razem. 
zastanawia mnie, jaką rolę mąż Pani S. będzie odgrywał dziś. 
wiem, że o ostatnim spotkaniu z nimi - było to nasze pierwsze we troje - za dużo Wam nie opowiedziałam, uznałam bowiem, że specjalnie nie ma o czym mówić. było cudownie, jak najbardziej, ale to raczej za sprawą właśnie Pani S. aniżeli Pani S. i jej męża. nie był on na tyle aktywny, abym chciała wspominać to z wypiekiem na twarzy. cisza przed burzą? całkiem możliwe, gdyż facet sprawia wrażenie mocno wyuzdanego. czas pokaże. i to lada moment. mimo wszystko liczę na to, że poza całkiem fajną sumą pieniędzy, jaką skłonna jest płacić ta kobieta, dostanę odrobinę więcej, niż można policzyć w złotówkach.


ps. a może tu w ogóle nie chodzi o nią? może to jej mąż ma problem, który ona, jako kochająca żona chce rozwiązać za wszelką cenę? ludzie w imię miłości skłonni są do ogromnych poświęceń, nierzadko robią rzeczy, które kompletnie nie godzą się z ich przekonaniami a już na pewno uczuciami. ale przecież kochają...

czwartek, 23 kwietnia 2015

przypadkowy przypadek.

czwartek zapowiadał się wyjątkowo nudnym dniem. kompletnie nie miałam pomysłu na to, co dziś ze sobą zrobić. kręciłam się po domu, chodziłam z kąta w kąt w poszukiwaniu ciekawego zajęcia. w zasadzie to w poszukiwaniu jakiegokolwiek zajęcia. 
mogłam posprzątać, ale przecież u mnie zawsze panuje porządek, dbam o to. mogłam wybrać się na rower, ale okazało się, że opona jest przebita. mogłam też wyjść z psem, ale...
...no właśnie, nie mam psa.

to takie banalne, ale wybrałam galerię handlową. właściwie to dawno nie robiłam zakupów w sklepach stacjonarnych, wszystko kupuję na stronach Internetowych. 
pomyślałam, że nie jest to taki głupi pomysł, bo szał będzie dopiero jutro - piątek, przed weekendem - do tego godzina taka, gdzie ludzie zazwyczaj są w pracy.

jak szalona od sklepu do sklepu biegałam ścieżkami galerii, nie pomijając chyba żadnego punktu. kupiłam kilka potrzebnych i mniej rzeczy, w każdym razie to nie jest istotne.
po kilkugodzinnym maratonie w końcu poczułam, że nogi odmawiają mi już posłuszeństwa.
usiadłam w pierwszej lepszej kawiarni i zamówiłam naprawdę dużą dawkę kofeiny. 
w czasie, kiedy moja kawa robiła się gdzieś tam w tle, do stolika, przy którym siedziałam podszedł wyjątkowo atrakcyjny mężczyzna i wprost zapytał czy może dotrzymać mi towarzystwa. czemu nie, odparłam. w sumie to nie odparłam, tylko pomyślałam a wcześniej zdążyłam już odpowiedzieć, że może.
czarujący Pan zabawiał mnie równie czarującą historyjką o tym, jak wylądował wczoraj twarzą w błocie i nie był to zabieg w spa.
przyszła moja kawa. on poprosił o to samo i "duże lody dla Pani". na lody akurat ochoty nie miałam, ale nie chciałam sprawiać mu przykrości. 
siedzieliśmy tam mniej więcej godzinę czasu, rozmawiając o wszystkim i niczym. 
w jednym momencie spojrzał na mnie w sposób taki, że nie wiedząc jeszcze co za chwilę powie, miałam chęć rzucić: "tak!".
"masz ochotę na seks?" a ton jego głosu wskazywał na całkowitą pewność, że nie odmówię.
może to głupie, jednak sprawił tym, że chciałam być jego tu i teraz.
wstałam od stolika i wskazałam wzrokiem, żeby poszedł za mną. zdążyłam tylko zauważyć, że zostawił na stole pieniądze i szybciutko zaraz pobiegł za mną.

zaciągnęłam go do męskiej toalety - mogłam do damskiej, jednak facet tak ociekał testosteronem, że nie chciałam wprawiać go w jakiekolwiek zakłopotanie. 
cudownie pachniał. porządny zapach luksusowych perfum.
rozpięłam jego spodnie tak sprawnie, że chyba sam nie zorientował się, kiedy był już we mnie. 
można pomyśleć, że wszelkie okoliczności sprzyjały dzikiemu pieprzeniu się na szybko. ale nie. był delikatny, subtelny i piekielnie seksowny. 
jego spontaniczna i wyuzdana propozycja całkowicie przeczyła temu, co pokazał za drzwiami toalety. było mi tak dobrze, że chyba przestałam panować nad powstrzymywaniem jęków swojej rozkoszy. nie obchodziło mnie już w ogóle czy ktoś nas usłyszy.
doszedł we mnie, bo w tym momencie przycisnęłam go mocno do siebie. 
na pewno ślady moich paznokci pozostaną na nim przez kilka najbliższych dni.

wyszliśmy z toalety, jak gdyby nic się nie wydarzyło. pocałował mnie bardzo namiętnie i nie powiedziawszy nic odszedł. 
po chwili dopiero, kiedy poprawiałam się w damskiej toalecie znalazłam jego wizytówkę w kieszeni swojej spódniczki.

nie mam pojęcia kiedy ją tam włożył.


źródło: http://sexgifwall.tumblr.com/page/28

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

gorączka sobotniej nocy.

byłam przekonana, że M. nie wytrzyma długo i w przeciągu kilku dni odezwie się do mnie.
nie spodziewałam się jednak, że zrobi to aż tak szybko. jest poniedziałek, ostatni raz widzieliśmy się przecież wczoraj rano. faktycznie, cały wczorajszy dzień nie odezwał się do mnie już w ogóle - ale w ogóle na to nie liczyłam - wiem jednak, że chciał mi dać odpocząć od swojego towarzystwa. facet może i jest obrzydliwie bogaty, ale rozumu mu nie brakuje. na całe szczęście.

robi podchody, sprawdza mnie, moje reakcje. 
przyjechał chwilę temu kurier z niemałą paczką, oczywiście nadał ją M.
mógł napisać smsa, mógł zadzwonić czy też wysłać e-mail. ale nie. znów musiał mnie zaskoczyć. M. chyba lubi pisać listy, bo w paczce tuż po otwarciu znalazłam najpierw karteczkę. właściwie napisał niewiele, ale napisał. 
"wierzę, że będziesz zadowolona. zasługujesz na wszystko, co najlepsze. miłego dnia.
ps. miały być również kwiaty, ale pomyślałem w ostatniej chwili, że mogłabyś poczuć się urażona tak banalnym gestem."

à propos gestu - M. ma nie tylko gest, ale i gust. jest do tego znakomitym obserwatorem.
bystry facet.
w paczce od niego poza karteczką były buty. piękne, klasyczne czarne szpilki od Casadei ze skóry zamszowej.
pojęcia nie mam skąd wiedział, jaki rozmiar buta noszę, ale trafił perfekcyjnie.
nie wiem, na ile słusznie, ale tym razem poczułam, że nie miał na celu pokazać mi zasobność swojego portfela. wiem, że chciał po prostu sprawić mi przyjemność.
sprawił.




źródło: http://www.casadei.com/BLADE/6554N164.EH4QUEE045,default,pd.html?start=31&cgid=Category&srule=all-products