czwartek, 14 maja 2015

od strachu gorsze jest tylko zaskoczenie.

jestem bliska zawału serca, autentycznie.

nie, nie - nie to spowodowało, że znajduję się w łóżku szpitalnym. chwilę temu rozmawiałam z ordynatorem, właściwie ordynator przyszedł i postawił jednoznaczną diagnozę.
"no tak proszę Państwa, wszystko już wiemy i wszystko też by się nam zgadzało. gratuluję, będziecie Państwo rodzicami."

zamarłam. po prostu zamarłam. jak to rodzicami, jak to my, jak to w ogóle?!
jestem w ciąży. i choćbym chciała to ukryć przed M. nie miałam ku temu szansy. lekarz z pewnością, że jesteśmy narzeczeństwem przyszedł i po prostu wyciągnął z rękawa swojego asa. 
czuję swoje serce w gardle, wierzcie mi. 

"być może uznasz mnie za głupca, ale cieszę się. cieszę się, bo z dnia na dzień uświadamiam sobie, jak bardzo mi na Tobie zależy. chcę stworzyć z Tobą coś więcej, niż relację kończącą się w łóżku. pod prysznicem ewentualnie." - powiedział M.
o czym on w ogóle do mnie mówi?! jakie coś więcej, jakie my i zaraz, zaraz... z czego on się cieszy?!
"ale jak to, przecież Ty nawet nie wiesz, ja nawet nie wi..." - zaczęłam, chcąc uświadomić mu, że nie wiem przecież czyje to jest dziecko.
powiedział, że on wie. on wie, że to dziecko jest jego. nie przypuszcza, nawet nie czuje. po prostu wie.

spotkałam się z nim po latach, na kilka tygodni przed weselem jego siostry, gdzie towarzyszyłam mu i od czego właściwie wszystko się zaczęło. nie, w tamten dzień nie spałam z nim, o czym zresztą pisałam Wam tutaj.
nie powiedziałam jednak, że dwa dni po tamtym spotkaniu, spędziłam z nim noc w hotelu. niespecjalnie nawet zaprzątałam sobie tym głowę, spotykam się przecież z tyloma mężczyznami...
ale tak, on ma rację. to jest jego dziecko. 
wtedy wpadliśmy na siebie przypadkiem - co to był za przypadek! najprawdziwszy z możliwych - wychodziłam z hotelu, gdzie umówiona byłam z klientką, której padło auto na środku drogi i nie zdołała dojechać. w restauracji hotelowej, tego samego hotelu M. miał spotkanie biznesowe. 
jakoś tak spontanicznie się to wydarzyło. to był jedyny moment od tylu lat, w którym nie brałam tabletek hormonalnych.

będę mamą. nie wiem, jak to wszystko będzie teraz wyglądało, nie wiem jak się potoczy, jak ułoży i czy w ogóle.
zdrowa jestem, pieniądze mam, na wsparcie M. mogę liczyć. przynajmniej na chwilę obecną.

zakładając ten blog, pamiętacie, chciałam stworzyć sobie miejsce, w którym bez skrupułów, owijania w zbędne ładne słówka, bez obaw o utratę anonimowości, będę mogła po prostu pisać. i nawet nie dla kogoś docelowo. dla siebie samej, bo zawsze chciałam prowadzić pamiętnik. 
pierwszy raz w życiu udało mi się pociągnąć to tak długo.
ale w życiu też nie spodziewałabym się, że ta historia, mająca niejako początek tu, w Waszej obecności poniekąd, zakończy się w taki sposób.

zakończy się, bo muszę odetchnąć. pozbierać myśli i przestawić się na zupełnie inny tor. wejść w nowy etap mojego życia. 
pierwsze, co powiedział M. to to, że się cieszy. drugie, to w zasadzie też pierwsze, dla niego. muszę skończyć z tym, czym się zajmuję. nie wiem co będzie, jak będzie, ale nie myślę o tak dalekiej przyszłości. liczy się tu i teraz. a na teraz to właśnie uważam za słuszne.

będę mamą. to siódmy tydzień.
nie wykluczam, że jeszcze kiedyś tu wrócę. dziękuję, za wszystko.

trzymajcie się ciepło.



źródło: http://dzieci.pl/szukaj,ci%B1%BFa%20po%20czterdziestce,szukaj.html?smgputicaid=614e6c

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

pozostaw tu ślad po sobie