środa, 6 maja 2015

trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść.

wspominałam już o sytuacji z Panią, właściwie Państwem S.

przez cały majowy weekend Pani S. nękała wręcz mnie telefonami, smsami, nie widząc reakcji z mojej strony pisała też maile i nagrywała się na pocztę. nie odebrałam ani razu. nie odpisałam też na żadną wiadomość, licząc na to - nie będę ukrywała - że umrze to śmiercią naturalną. 

dziś w nocy jeszcze otrzymałam mms od niej, gdzie dorzuciła fragment piosenki, którą wie, że lubię i swoje nagie zdjęcie. jakby miało mnie to ruszyć.

nie powiem, że nie ruszyło, gdyż ciało ma idealne, jest naprawdę piękną kobietą, na którą nabiera się ochoty z jednym spojrzeniem. nawet na zdjęcie.

ale, ale...to nie wszystko. w mmsie dopisała coś, o co w życiu bym jej nie podejrzewała: "tęsknię za Tobą niesamowicie, brakuje mi Ciebie. i nie Twojego ciała, nie smaku Twoich ust czy cudownego seksu. Ciebie, Twojej obecności tak po prostu. pokochałam Cię...".

i choć zrobiło mi się ciepło na sercu tak utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że zdrowo będzie zakończyć definitywnie tę relację.

myślałam nad tym - zmuszona jej natarczywą próbą kontaktu ze mną - przez te kilka wolnych od innych myśli dni. muszę to zakończyć.

zrobiłam to może w sposób, na jaki nie zasłużyła, abym zrobiła. banalny, prymitywny wręcz, ale też taki, jaki czułam, że muszę zrobić. ona wcale nie potraktowała mnie lepiej.

najzwyczajniej w świecie napisałam jej sms: "nie dzwoń, nie pisz, nie próbuj już w żaden inny sposób skontaktować się ze mną. nie chcę i nie będę chciała. najlepiej skasuj mój numer, chyba, że wolisz, abym go zmieniła."


bez zbędnych emocji, jakichkolwiek. ulżyło mi.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

pozostaw tu ślad po sobie