wtorek, 28 kwietnia 2015

bo mnie, na uśmiech zawsze stać.

humor dziś zdecydowanie mi dopisuje.
chwilę temu wyszedł ode mnie M. ten, któremu w ubiegłą sobotę towarzyszyłam na weselu jego siostry.
przyjechał do mnie dziś rano, zupełnie nie spodziewałam się jego wizyty. w zasadzie nie odzywał się od momentu, kiedy dostałam od niego paczkę z butami.
przywiózł ze sobą gorące jeszcze bułeczki maślane - ten facet chyba czyta w moich myślach, bo smak bułeczek maślanych chodził za mną od kilku dni! - sałatkę owocową i świeży sok z pomarańczy.
rozkazał niemalże wracać mi do łóżka, podał śniadanie, zjedliśmy je razem. przepraszał mnie niezłomnie, że budzi mnie tak wczesną porą, ale nie mógł już dłużej czekać. nie wiem z czym i dlaczego, w to jednak nie wnikałam.

kochaliśmy się. tak, kochaliśmy.
nie był to seks taki, jak ze wszystkimi innymi mężczyznami. nie był to nawet seks taki, jakiego doświadczyłam z nim za czasów początków mojej ekhm... kariery w tej branży.
kochaliśmy się dobre trzy godziny. przeżyłam kilkanaście cudownych orgazmów, a cudowność ich mogę porównać tylko z tą, jaka towarzyszyła orgazmom przeżywanym z D.
wspominałam Wam krótko historię mojego związku z nim zaraz w początkowych wpisach.

M. ma wspaniałe ciało. jest zadbany, pięknie pachnie i dobrze się ubiera. jest dżentelmenem, który wie, jak zadbać o kobietę. właśnie, czemu on robi to wszystko? ale mniejsza teraz o to.
czuję się bardzo dobrze w jego towarzystwie.
jest taki zasadniczy, dominujący wręcz. ja z kolei nie lubię ulegać, ale jemu już uległam.
chciałam, aby został chociaż do obiadu, niestety musiał jechać do pracy. 

obiecał zadzwonić. zaproponował, żebyśmy wyjechali razem na weekend majowy. 
"gdzie tylko chcesz" - powiedział.


źródło: http://herside.soup.io/tag/gif?newer=1&since=317816140

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

pozostaw tu ślad po sobie