niedziela, 29 marca 2015

jego pokój zabaw.

wreszcie. wreszcie zebrałam się w sobie i poświęciłam dwie godziny swojego cennego czasu, aby obejrzeć zachwalany od miesięcy erotyk - takie określenia spotykam, Pięćdziesiąt twarzy Greya. 
na całe moje szczęście, nie nastawiałam się na ten film w żaden sposób. a już tym bardziej się cieszę, że filmu nie wyczekiwałam na kilkanaście tygodni przed premierą.generalnie produkcja całkiem w porządku. ale to chyba najlepsze, co mogę o niej powiedzieć. ogromne rozczarowanie dla wszystkich tych, którzy z biletem w ręku niecierpliwili się już nawet od Nowego Roku. film, jak każdy inny tego rodzaju. romans, historia miłosna, jakich wiele. może za wyjątkiem specyficznych upodobań Pana Greya i naiwnej uległości jego podwładnej. sceny seksu? miałkie, krótkie i mocno nijakie. nijakie jak na to, czego spodziewać się można było po przeczytaniu trylogii. 
zdaję sobie sprawę, iż książka zupełnie inaczej działa na zmysły człowieka, pobudza wyobraźnie i poszerza horyzonty myślowe. film nigdy nie dorównuje książce, jednak no ten... przereklamowany całkowicie, a szkoda. potencjał jest, gra aktorska dobra, choć Pan Grey jak dla mnie do wymiany. facet niby coś tam w sobie ma, wygląda całkiem nieźle, jednak niekoniecznie pasuje mi do tej roli. chyba, że taki był zamysł reżyserów, aby niepozorny, o niewinnej urodzie przystojny pan skrywał swoje prawdziwe ja, pod kluczem.
seksu było naprawdę niewiele. sceny te krótkie, po zapowiedziach spodziewałam się konkretnych widoków, a tu...nic. kompletnie. przyznam szczerze, że jako fanka thrillerów, więcej dobrych akcji widuję właśnie w nich. 
obejrzałam z ciekawości. teraz przynajmniej mam świadomość potencjalnych oczekiwań swoich przyszłych klientów, bo kiedy zadzwoni pan z życzeniem: "zabawmy się jak w tym filmie o Greyu" będę wiedziała, że wysilać się nie muszę ;).

źródło: http://pinoytrending.altervista.org/student-died-after-re-enacting-some-scenes-on-50-shades-of-grey/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

pozostaw tu ślad po sobie