jako, że mieszkam przy samej plaży niemalże, często wczesnym rankiem spaceruję brzegiem morza. dla zdrowia, dla relaksu, generalnie po to, by dzień zacząć od wyciszenia się. zdarza się, że wiele nocy z rzędu sypiam bardzo krótko, to też godzinny marsz doskonale oczyszcza umysł.
dziś wyszłam wyjątkowo wcześnie, bowiem w okolicach godziny piątej nad ranem. było jeszcze potwornie zimno, ale lubię ten chłód. uwielbiam szum morza, gdy jest lekko niespokojne i wzburzone. nic tak nie koi zmysłów.
spacerowałam w kierunku Kołobrzegu, jak zazwyczaj, kiedy dostrzegłam mocno wypłowiałą butelkę. szklaną, starą butelkę. butelka jak butelka i pewnie stałaby się niezauważoną, gdyby nie kartka, która wciśnięta w butelkę zwróciła szczególnie moją uwagę.
oczywiście, że otworzyłam ją i wyjęłam w momencie, bez większego zastanowienia zwiniętą w rulon karteczkę. również bardzo zniszczoną - swoją drogą.
"dla Ciebie, ode mnie. wierzę, wiem, po prostu czuję, że trafi to właśnie w Twoje ręce. tak musi się stać. czekaj na mnie."
to jedyne, co zostało tam napisane. tak niewiele a dużo zarazem. poczułam się przedziwnie, bo wierzcie mi lub nie, ale serio poczułam się tak, jakby list został zaadresowany dokładnie do mnie!
chyba oszalałam, wiem. nie mogę przestać myśleć o tej magicznej chwili, w której w ręce wpadł mi list.
naiwne, ale kojące. oderwanie, na moment choć, od mojej codziennej rzeczywistości, odejście od tego, co fizyczne, na rzecz tego, co emocjonalne. w życiu nie spodziewałabym się, że coś chwyci mnie za serce tak bardzo.
tak bardzo bowiem chciałam uwierzyć, że ktoś, gdzieś tam po drugiej stronie, włożył tę kartkę w butelkę, myśląc tylko o mnie.
i wcale nie rzecz w pragnieniach o wielkiej miłości. nie chcę miłości, nie teraz. potrzebuję po prostu, chwilami, ucieczki. ucieczki od tego, od czego uciec nie mogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
pozostaw tu ślad po sobie