poniedziałek, 9 marca 2015

spowiedź pierwsza - wbrew sobie i wszystkim.

ostatnio pisałam o marzeniach. marzeniach swoich, marzeniach moich rodziców i ich planach na moje życie. nie byłam typem buntowniczki - mimo wszystko. rodzice zapewniali mi naprawdę wiele. a może i coś ponad. zgodziłam się, dla ich uciechy. tuż po maturze wybrałam się na studia. studia prawnicze, oczywiście. moja dusza płakała. miałam być przecież wielkiej sławy projektantką mody. no może projektantką, tak po prostu, na początek. ale nie chciałam zawieść moich rodziców. w zasadzie choć to ja zrobiłam coś wbrew sobie, to ich było mi żal. cieszyli się naiwnie, że "w końcu poszłam po rozum do głowy i podążam za ich wzorcem" - powtarzali to do zrzygania, za przeproszeniem.
studia, jak studia. nowe otoczenie, nowe zasady i przede wszystkim nowi ludzie. długo nie mogłam się tam odnaleźć. pewnie dlatego, że w ogóle tego nie chciałam. z czasem chcąc mniej lub bardziej musiałam nawiązać pewne relacje. poznałam bliżej Igę - tak będę ją tu nazywała, nie chcąc zdradzać jakkolwiek tożsamości. Iga była fajną, trochę skrytą i zamkniętą w sobie dziewczyną. imponowała mi. przyłóżcie mi broń do skroni a i tak nie powiem Wam czym wywołała na mnie wrażenie - nie mam bladego pojęcia. miała w sobie coś T A K I E G O. była enigmatyczna, pociągająca wręcz. nie była głupią dziewczyną, mądrze mówiła, posługiwała się wykwintnym słownictwem. tym też mnie ujęła. a jakby tego było mało, Iga miała niesamowitą urodę. i nie rzecz w tym, że pociągała mnie seksualnie - nic z podobnych. oceniałam ją zupełnie obiektywnie.
z czasem zaczęłyśmy ufać sobie coraz to bardziej. opowiadała o sobie bardzo dużo, nie chciałam pozostawać dłużna. zależało mi na utrzymaniu w obustronnym zaufaniu tej relacji. chciałam, aby miała pewność, że skoro ona obdarzyła zaufaniem mnie, ja ufam jej także.
opowiedziałam Idze swoją historię, kiedy zapytał mnie, dlaczego akurat prawo, bo przecież wyglądu prawnika nie mam kompletnie. do dziś pamiętam jej spojrzenie, pełne żalu i goryczy. naprawdę było jej mnie żal, sama bowiem kiedyś realizowała marzenia swoich rodziców, zatracając gdzieś siebie w sobie.
w zasadzie była to jedna taka rozmowa, temat gdzieś później się urwał. nie wracałyśmy do tego więcej.
kilka tygodniu później Iga miała urodziny - nie wspominałam chyba, ale była ode mnie starsza, kończyła wówczas 25 lat. niewiele, ale jednak starsza. w końcu byłam jeszcze dziewczynką, która chwilę temu pisała maturę.
miała być wielka urodzinowa impreza, zaproszonych kilkanaście osób - okazało się, że miała wielu znajomych i nie była tak skryta, jaką wydawała się być.
pojechałam do niej trochę wcześniej, pomyślałam, że pomogę jej w przygotowaniach. nie spodziewała się mnie zupełnie, zastałam ją "w proszku" a drzwi otworzyła mi jeszcze w bieliźnie.
(jasna cholera, ależ ona była seksowna!)
zaprosiła mnie do środka, usadowiła w salonie i poszła przygotować mi kawę. wróciła z szampanem i dwoma kieliszkami. trochę mnie zaskoczyła, muszę przyznać, zapytałam czy nie czekamy na resztę.
- "nie ma żadnej reszty" odpowiedziała
wyobrażacie sobie tysiące myśli, jakie krążyły mi w tamtej chwili po głowie? nie wiedziałam zupełnie czego mam się spodziewać. czy należy się bać, siedzieć, uciekać, wstać, mówić, nie mówić...
pocałowała mnie. pisząc to teraz przechodzi mnie dreszcz. ten sam, który towarzyszył mi wtedy. być może to głupie, ale uświadomiłam sobie właśnie w tamtej chwili, że jednak pociągała mnie fizycznie. od samego początku. miałam ją obok siebie, w samej bieliźnie...
dalej poszło już samo, dosłownie. wszystko toczyło się tak szybko, brakowało mi tchu.
to nie był mój pierwszy seks. ale był to mój pierwszy seks z kobietą. trwało to moment i wieczność jednocześnie. przynajmniej bardzo chciałam, aby nigdy się nie skończyło.
tak, tak wtedy myślałam. intrygowała mnie cała ta sytuacja, a ogień podsycał fakt, że była ode mnie starsza. było pięknie. po prostu było mi dobrze...
[...] długo jeszcze po tym epizodzie, nie mogłam zebrać myśli. wszystkie krążyły wokół Igi, jej piekielnie seksownego ciała, muśniętego delikatnie słońcem. bardzo chciałam to powtórzyć!
spotkałyśmy się dopiero kilka dni później, na uczelni. wykład z historii prawa rzymskiego, tamtego dnia potwornie nudny. Iga podrzuciła mi karteczkę, na której napisała: "mam pomysł! mam pomysł, jak pomóc Ci zdobyć kasę na własny biznes. starzy nic nie muszą wiedzieć. po wykładzie czekam w samochodzie." nie zdajecie sobie nawet sprawy z tego, jakim nieskończonym wydał się w momencie wykład. liczyłam każdą minutę spoglądając co chwilę na zegarek. jest! koniec, nareszcie. Iga wybiegła z sali nim zdążyłam się spakować.
swoją drogą, było mi cholernie miło, że myślała o tym, jak mi pomóc choć wcale o to nie prosiłam. napomknęłam jej tylko w zwierzeniach, że prawo ku uciesze moich rodziców, bo na spełnianie SWOICH marzeń nie chcieli wyłożyć pieniędzy. a te były niewątpliwie kluczem do jakiegokolwiek startu. marzenia o sławie kosztują, niestety.
pobiegłam za Igą na parking - wiedziałam, gdzie parkuje swój samochód, bo czasem na nią czekałam przed zajęciami.
wsiadłam do auta, ona kończyła palić papierosa. w zasadzie pamiętam jak dziś, że nie odezwałam się nawet słowem. muszę znów pisać, że wtedy też była bardzo pociągająca? sama nie paliłam, ale w jej ustach, ten papieros...obłęd!
"skup się" pomyślałam. zupełnie niepotrzebnie, bo Iga jakby słysząc moje myśli, położyła mi dłoń na kolanie w tym samym momencie, kiedy usiłowałam zachować zimną krew.
miałam na sobie spódniczkę, bardzo krótką zresztą. czułam tylko dłoń Igi, kierującą się ku...ekhm, górze. tak, znów to zrobiłyśmy. w samochodzie, na parkingu przy uczelni. okoliczności nie przeszkadzały mi absolutnie, nakręcały wręcz emocje mi w tamtym momencie towarzyszące.
ona była cudowna. zmysłowa, delikatna i wulgarna jednocześnie. kręciło mnie to do szaleństwa.
po wszystkim, kiedy ja jeszcze nie mogłam dojść do siebie i jedną nogą byłam w zupełnie innym świecie, ona sięgnęła po kolejną fajkę. paliła, zapinając guziki swojej koszuli. powiedziała mi:
"słuchaj mała. potrzebujesz kasy, obydwie o tym wiemy. polubiłam Cię i bardzo chcę pomóc Ci się realizować. wystarczy już, że ja dałam się stłamsić swoim starym. propozycja jest z mojej strony jedna. Twoja już kwestia, czy na to idziesz..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

pozostaw tu ślad po sobie