wtorek, 3 marca 2015

moja własna gondola. jak popłynąć na marzeniach...

chwilę temu skończyłam oglądać wspaniały film polskiego reżysera Jana Jakuba Kolskiego, Wenecja. dramat, historia osadzona w roku 1939. historia podróży, która nie miała miejsca. swoista metafora - jakże piękna! - niespełnionych marzeń.odniosłam wrażenie, że ktoś nakręcił film o mnie. być może powiedziane na wyrost, ale tak właśnie się czuję.

nie ukrywam, pochodzę z tak zwanego dobrego domu, rodzice wysoko postawieni prawnicy, mający swoje kancelarie prawne. niczego w domu nigdy mi nie brakowało, może poza obecnością mamy i taty. domyślam się, iż fakt, że miałam wszystko usprawiedliwiał moich rodziców w swoich zachowaniach. wymagali ode mnie dużo, za co właściwie jestem im wdzięczna. ale wymagali również tego, czego nie mogłam im nigdy zapewnić.
kocham modę. od zawsze była moją pasją, interesowałam się tym odkąd tylko sięgam pamięcią. marzyłam o światowych wybiegach, ale nigdy nie w roli modelki. chciałam tworzyć, dawać ludziom namiastkę siebie w swoich projektach. do dziś przechodzi mnie dreszcz emocji z marzeniem tym związanych. 
rodzice odbijali niczym piłeczkę tenisową mój każdy argument. dość skutecznie, pewnie dlatego, że w tenisa grywali. byłam równie uparta, jak oni - trudno się dziwić, prawda?
zasypywałam ich każdego niemalże dnia swoimi pomysłami, planami na życie. nigdy mnie nie słuchali. w zasadzie to, kim jestem dziś zawdzięczam im. ciężko określić ile faktycznej wdzięczności w tej wdzięczności, ale o tym innym razem.

popłynęłam. popłynęłam gondolą marzeń. pech chciał - nadal napawa mnie wątpliwość czy pech tak do końca - że gondolierem okazali się moi rodzice.


źródło: http://www.tapetyczne.pl/tapeta/207-wenecja-gondola

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

pozostaw tu ślad po sobie